Carina Sin
Okropna offtopiara
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 1989
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Klan Shankhanta
|
Wysłany: Czw 22:53, 28 Wrz 2006 Temat postu: Stratofera (powieść) - Ucieczka od mroku |
|
|
Postanowiłam poprawić kilka rzeczy, zmienić poczatek i wprowadzić więcej postaci neutralnych, czyli tych tylko wymyślonych, które nei istnieją na forum. Bo tak to za każdym razem jak ktoś odchodzi czy cuś muszę zmieniać
Zwiastun
Daleka przyszłość. Ziemia po wielkiej katastrofie globalnego ocieplenia, czasy, w których ludzie wcale nie są najpotężniejszą rasą we wszechświecie. Jako jedyny kraj ostał się Meksyk, a ludzi jest już bardzo mało. Powstaje organizacja EUD (United Earth Decorate), która zmusza ludzi do życia w systemie totalitarnym i wyznaje zasadę "Jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam". Są teraz jedyną władzą, złą władzą, która zabija ludzi o innych poglądach niż ich własne.
Carina Sin to młoda studentka Akademi Wojowników na Theopi, hipisska, lekkoduch, nie przejmujący się niczym. Razem z przyjaciółmi robią elfim belfrom coraz to nowsze problemy, przy czym sami mają kupe śmiechu.
Carina na co dzień nie wspomina o bolesnej przeszłości - wymordowaniu przez wrogów całego swojego klanu, w tym najbliższej rodziny. Kiedy jednak jej tatuaż klanu Shankhanta zaczyna promieniować dziwacznym światłem i staje sie coraz bardziej widoczny, postanawiawia spojrzeć w przeszłość. Sczególnie, że wokół niej zaczynają się dziać dziwne rzeczy...
Epizod I
"Tonzura!" (Uciekaj!)
Jej białe włosy powiewały na wietrze, kiedy próbowała złapać oddech. Wszystko dookoła wirowało, a zapach zgniłych korzeni dusił w nozdrzach.
Wiedziała, że nie ucieknie. Już wielu osobom, które przed nią próbowały uciec, nic się nie udało. Ymene byli jedną z najlepszych gildi morderców na całym zróżnicowanym świecie elfów... a nawet najlepszą...
Potknęła się o zdewastowany pień.. ile już uciekała? Popatrzyła z trudem na zegarek na ręce. Każdy ruch oznaczał jedno - ból. 20 minut? Wydawało jej się, że o wiele, wiele dużej...
Kiedy po raz następny otworzyła oczy, stwierdziła, że jest w swoim własnym apartamencie. Czy był to tylko sen? Albo może wizja? Przeciągnęła po sobie szarymi oczami. To wydarzyło się naprawdę. Jej ciało było obolałe, a ręcę porozcinane.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Yuniko? Mogę wejść?
Dziewczyna rozpoznała znajomy głos. Odetchnęła głęboko, kiedy w jej umyśle pojawił się obraz Heitai.
Oczy młodzieńca, który wdzięcznie wkroczył do pokoju były smutne. Heitai przysiadł koło Yuniko i chrząknał nerwowo. Cokolwiek jednak zrobił, nie mogło to rozładować gęstego powietrza.
- Yuniko, chcę...
- Daruj sobie. - prychnęła Yuniko. Wiedziała co sie stało. Wiedziała, że czasu nie można marnować. - Ile mam jeszcze czasu?
Heitai zamrugał zaskoczony. Widocznie nie spodziewał sie tego po Yuniko. A już na pewno nie po Yuniko jaką znał.
- Yuniko, nie można tak od razu na to patrzeć.
- Powiedz mi. - rozkazała Yuniko agresywnym, ale dziwnie cichym tonem.
Heitai spuścił wzrok. Chciał jeszcze raz zaprzeczyć, ale nie był głupi. Yuniko też nie. Kiedyś ją za to podziwiał. Dzisiaj utrudniało to sytuacje.
- Jeśli trucizna, którą ci wpuścili nie zadziała tak szybko, jak podejrzewam... 4 dni - zawachał się.
Yuniko nagle zupełnie bez sił opadła na poduszki. Teraz do każda liczba dni byłaby dobra, byleby dodać do niej jeszcze jeden...
- Czy oni zostawili po sobie jakieś potomstwo?
- Tylko 2 córki. Jedna nie żyje. Druga... chyba kształci sie w Iris...
Yuniko niek ryła szoku.
- Dlaczego? Nie wiedziała, że jej klan wciaż istnieje?!
Heitai zawachał się.
- Uznaliśmy, że mówienie jej tego moze być niebezpieczne. Ona nie jest... normalnym elfem...
Yuniko nie miała pojęcia, o czym mówi chłopak. Tak czy inaczej, każde słowo było teraz byt dużym wyzwaniem...
Pamięc po niej moze zniknąć. Ale klan Shankhatna nie może być zapomniany.
********************
Epizod II
Oh, Kayaro, Oh, Rojubo, Oh na Eyaroraoe...
Planeta: Theopia
Dokładne Położenie: Hrabstwo Iris, Wioska Tivetria
Obiekt: Wzgórza na rolniczych terenach
Wiatr lekko kołysał chybotliwe gałęzie zupełnie zielonych o tej porze roku Denzuk. W całej okolicy panował niesamowity spokój i cisza. Kolorowe kwiaty kontrastowały z nasyconym błękitem nieba, na którym nie pojawiła się ani jedna chmura. Dzisiaj gwiazdy z pewnością będą bardzo widoczne, pomyślała Rebecca i uśmiechnęła sie do siebie.
Ona i wszyscy jej przyjaciele leżeli na zielonym wzgórzu, zwanym powszechnie zielonym mnichem. Wyglądali bardzo dziwacznie - tak jakby jakiś żartowniś wyciągnął ich z łóżek i połóżył niczym na turnieju Rugby. Gdzieś z tyłu grupy dobiegały ostre akordy gitary klasycznej. To Vertical, pół elf, pół człowiek próbował zagrać coś konkretnego na gitarze Cariny. Żadne z jego pląsów nie trwało jednak długo - po każdych 5 sekundach przestawał, narzekał na złe struny, zły kierunek wiatru, na wszystko co się da i zaczynał od nowa. Nikt jednak nie powiedział mu, aby sie zamknął, a to z powodu przywyczajenia do jego pedantyzmu.
Kiedy wiatr zawiał mocniej, jedna z elfek podniosła się. Była ubrana w beżową bluzę, pod którą miała tylko czarny top, krótkie białe spodenki, a na głowie czerwoną chustkę - element, z którym ponoć nie rozstawała się nawet w wannie. Jej stopy odziane były w sandały, a ona sama była bardzo wysoka. Długie blond włosy falowały na wietrze, zasłaniając tym samym jej twarz w kształcie serca. A szkoda, bo dziewczyna była naprawdę ładna, a wszystko to dzięki jej pięknym ustom i szlachetnym rysom.
- Carina, daj mi jeszcze trochę rumu - powiedziała nieprzytomnie.
Carina, postać, na której leżał pies o beżowej sierści (prawdopodobnie Golden Retriever) była najlepszą przyjaciółką Sashy.
Nie można jej było określić jako "pięknej", ponieważ na jej rysy na pewno nie odpowiadały rysom typowej ślicznotki z hrabstwa Iris. Miała duże, migdałowe oczy o odcieniu zieleni. Nos był dłuższy, ale wąski, typowy dla ludów północy, a usta wąskie. Jej cera, naturalnie oliwkowa, teraz opaliła się i zmieniła kolor na piękny brąż. Na północy każdy zapewne myślałby, że lefka jest niebywale piękna, ale nie na południu - tutaj panował inny kanon urody. Elfka była też wyjątkowa... a wszystko to dzięki domieszce krwi demona w jej żyłach...
Popatrzyła się trzeźwo na butelkę i bez żadnego ostrzeżenia wypiła rum, o który prosiła Sasha. Kiedy jej przyjaciółka patrzyła sie na nią zaskoczona, uśmiechnęła się do niej słodko.
- Dla... dlaczego to zrobiłaś? - Sasha była bliska załamania.
- Ratuję cię z nałogu, Sasha - odpowiedziała Carina. - Jeśli ty tego nie wypijesz, ja to wypiję, a jeśli ty tego nie wypijesz, nie będziesz już miała okazji.
Rebecca i Killin' zaśmiały się. Wszystkie były już wielokrotnie świadkami Sashy po pijaku.
- Nie jestem w nałogu. - stwierdziła Sasha.
- Ta.. tylko, że jak ostatnio wychodziłaś z imprezy to to za wiele z wychodzeniem nie miało wspólnego...
Sasha popatrzyła na Carine zdziwiona.
- Jak to?
- No a do cięzkiej cholery od kiedy otwiera się drzwi głową??!!
Teraz już cała grupa tarzała sie ze śmiechu. Vertical odstawił nawet granie, aby przysunąć się do Sashy. Objął jączule ramieniem.
- Oj, dajcie jej spokój. Może potem wyślemy ją na jakąś terapie. Ale narazie nie widzę problemu. Ona korzysta z życia!
Elfka widocznie poczuła się pewniej, kiedy śmiechy ustały.
- Właśnie. - potwierdziła. - Mogę przestać, kiedy chcę. Tylko, że narazie nie chcę...
Pudło. Znowu wszyscy zaczęli sie śmiać. Sasha chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, ale machnęła ręką z rezygnacją. Vertical wrócił do grania (o ile można to nazwać graniem) na gitarze.
Gdzieś w dole wieśniacy zaczęli przygotowywać się do świętowania lata, a w powietrzu uniosła się pieśń...
Oh, Kayaro, Oh, Rojubo, Oh na Eyaroraoe, oh Aranoo Haa te Daa,
Lavier Kuloom, Desi Domin, Ar ta Verte se Crettaur...
***
Epizod III
Kłamstwo
Planeta: Ziemia
Dokładne Położenie: Zachodni Meksyk, miateczko Honse
Obiekt: Dzielnica Świętego Piotra
Tłumany kurzu wzbijały się w powietrze, kiedy mała Zarah biegła przez podwórko. Wszędzie panowała nędza i brud, tylko ona wśród nieszczęśliwych ludzi zdawała się promieniować jakimś dziwnym szczęsciem, jakiego zrujnowane budynki dzielnicy nie widziały od miesięcy, może nawet lat. Trzymała w małej rączce jakąś ciemną teczkę, prawdopodobnie dość ciężką dla drobnej dziewczynki, ponieważ trzymała ją oburącz. Przystanęła dopiero, kiedy od chłopca w jej wieku, siedzącego na skrzynce po piwie dzieliło ją tylko kilka kroków.
- Thomas! Thomas! - krzyczała, rumieniąc sie na twarzy. - Patrz co znalazłam!
Thomas uśmiechnął się słabo i wstał, aby już za chwilę z trudem podejść do Zarry.
- Cześć. Co znalazłaś? - powiedział. Miał zachrypnięty, ledwie słyszalny głos.
Zarrah natychmiast otoworzyła teczke i wysypała całą jej zawartość na ziemię.
- Przejrzyj to! Oszukiwali nas! Ale to teraz nie ważne, patrz na to!
Chłopczyk podniósł z ziemi przypadkowy papier. Był pożółkły od starości, nadgryziony i brudny.
- Prędko, patrz, co na nim jest.
Thomas odwrócił kartkę. To, co zobaczył, było piękne. Zdjęcie przedstawiało ląnd, mieniącymi się wszelkimi kolorami, górzysty, surowy, ale tak egzotyczny i tak urokliwy...
- Wiedziałam, że są inne państwa - uśmiechnęła się Zarrah. - A oni mówili nam, że nie. Bili nas. Kłamali! To się nazywa Afryka!!
Thomas przestał się patrzeć na zdjęcie. W chwili gdy je odkładał już zaczynał tęsknić za tym widokiem...
- Skąd to masz? - zapytał.
- Tata zostawił to na biurku. Płakał, nie wiem czemu. Mamrotał coś do siebie...
Thomas zamyślił się. To, co mówiła Zarrah było bardzo dziwne.
- A z którego roku jest to zdjęcie? - zapytał nagle.
Zarrah popatrzyła na kartkę trzymaną w rękach. Szukając wzrokiem daty, mrużyła oczy. Potrzebowała okularów, ale w domu nei starczyło na to pieniędzy.
- 2002 - syknęła zawiedziona.
- No... to bardzo stare zdjęcie. Afryki chyba już nie ma... - stwierdził Thomas. - Chodź, lepiej pogramy w piłkę. Idziesz?
Ale Zarrah nie ruszyła się. Teraz już wiedziała, czemu jej tata płakał...
- Idziesz?
Zarrah popatrzyła chłodno na Thomasa i na wszystko dookoła.
- Zostaw mnie. - powiedziała z nienawiścią.
***
Epizod IV
Egzamin
Planeta: Theopia
Dokładne Położenie: Hrabstwo Iris, Wioska Tivetria
Obiekt: Obrzeża osady
Sasha przecierała zaspane oczy. Kiedy popatrzyła na zegarek, z przerażeniem stwiedziła, że nie ma nawet szóstej! To samo przerażenie napotkało ją, kiedy spojrzała w lustro, nie mówiac już o tym, że serce podskoczyło jej, kiedy poczuła, że dom trzęsię się jak podczas południowych sztormów powietrznych.
Przeklęła głóśno i spanikowana wstała z łóżka. Z braku lepszego pomysłu na broń chwyciła nocną lampkę. Już - już chiała pobiec przed siebie, i zaatakować coś, lub kogoś kto ten okropny hała powodował... ale to, co zobaczyła, było gorsze niż jakikolwiek monstrum...
Carina, dumnie ukazujące swoją sylwetkę w szlafroku i starych kapciach biegała w kierunku każdej strony świata, wyśpiewując na całe gardło bojowe hymny i biorąć do rąk wszystko, co tylko było na jej drodze. Jej szczeniak biegał koło niej, wyraźnie domagajać się porannej toalety.
- Carina... - ziewnęła Sasha. - Oszalałaś?
Elfka, nie będąc ani trochę zaskoczona podbiegła do swojej przyjaciółki i objęła ją obiema rękami.
- To dziś, to dziś, to DZIŚ! - wykrzykiwała. - Dzisiaj są egzaminy, dzisiaj wreszcie wszyscy zobaczą mój geniusz!!!
Ile jeszcze ta dziewczyna ma w sobie dziecka, pomyślała zrezygnowana Sasha. Do przedszkola nadawałaby się świetnie.
Nagle obie usłyszały odgłos upadku. Do pokoju Cariny weszła Killin'.
- Spadłam z łóżka - powiedziała szybko. - A wy dlaczego już na nogach..?
Sasha westchnęła.
- Carina przeżywa dziecięcą eksctytację. O śnie zapomnij.
Pół godziny później elfka była już gotowa - wszystkie trzy stały przed domem zupełnie rozbudzone, moze poza Killin', która cały czas mamrotała coś o kurczakach.
- Słuchajcie, ja pójdę i nas zamelduję, a wy tu na mnie poczekajcie! - wykrzyknęła Carina i pobiegła przed siebie.
Nie pobiegła jednak za daleko - za chwilę wróciła prosto pod dom.
- E.. gdzie mamy się zameldować?
- Przed Lasem Zagubionych dusz, skąd nikt nie wyszedł żywy - odpowiedziała Sasha, która cały czas stała w drzwiach.
- Ok, idę! - rzuciła na pożegnanie Carina.
Killin' podeszła do wysokiej dziewczyny.
- Jak myślisz, za ilę wróci?
- Już wraca.
Sasha znowu miała rację.
- E... a gdzie jest Las Zagubionych dusz, skąd nikt nie wyszedł żywy?
- Przedmieścia Osady.
- Ok, to ja już...
- Tak, wiemy, wiemy.
Carina znowu podjęła szybki bieg, zwalniajac jednak po chwili...
- A gdzie są przedmieścia osady? - krzyknęła.
- Północ! - owrzasnęły chórem dwie praktykantki.
- Ale gdzie do cholery jest północ?!
Killin' pokręciła głową.
- Poczekaj. Pójdziemy tam z tobą...
***
Epizod V
Opóźniony zachód słońca
Planeta: Theopia
Dokładne Położenie: Hrabstwo Iris, Wioska Tivetria
Obiekt: Przedmieścia
Matrix delektował sie swoimi morcznymi myślami. Czekał już tak długo, zbyt długo, na tą chwilę triumfu. Odgarnął z czoła srebrne włosy i westchnął. Chodziło przecież o grupę niedoświadczonych, głupich praktykantów. Wykonałby zadanie sam, ale przecież jego przywódca musiał z nim wysłać tych tępych Sholuan.
- Szefie, a dlaczego my zawsze dostajemy do żarcia parówki? - zapytał się tępo jeden jaszczur. - Znaczy, ja nic przeciwko parówkom nie mam, ale musimy żywić się bardziej zróżnicowanie, jak mamy dla ciebie walczyć, biegać i tenteges...
Nagle wokół żołnierza, który to powiedział wezbrał sie kłąb kurzu. Słychać było krzyk. Po chwili miejsce na mocnej gałęzi drzewa było zupełnie puste.
- Czy ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał Matrix.
Po odziale przetoczył się przeczący pomruk.
- Dobrze. Dajcie mi pomyśleć.
Elf chwycił mosiężną lunetę i poatrzył przez nią. Trzyosobowe grupy ustawiały się już na miejscach.
- Panowie, za chwilę rozpocznie się akcja Opóźniony zachód słońca.
***
Epizod IV
1, 2, 3 - zaczynamy ostrą jazdę!
Planeta: Theopia
Dokładne Położenie: Hrabstwo Iris, Wioska Tivetria
Obiekt: Las Zagubionych Dusz
Carina popatrzyła na swój zegarek. Wskazówki poruszały się wolno i mechanicznie. Tik tak, tik tak. Och, co by dała, by czas choć raz był po jej stronie?
- Czas to twój największy i najzłośliwszy wróg, zawsze to powtarzam - usłyszała znajomy głos.
Carina podniosła wzrok.
Poczuła ogromną ulge, kiedy zobaczyła sensseia. Senssei, ich mentor i nauczyciel, był jeszcze badzo młody. Miał niesamowity urok osobisty, błysk w czarnych oczach i ogromne poczucie humoru. Właśnie taka osoba, żadna inna mogła ją teraz supokoić.
- Senssei! - wykrzyczały chórem Sasha, Killin' i Carina.
***
- Dlaczego przyszedłeś, senssei? - zapytała sie elfka powietrza, Killin'.
- Zachowałbym sie jak gbór nie życząc powodzenia trójce moich ulubionych uczennic - zaśmiał się. Jego śmiech był ciepły i szczery.
- A o dwójce swoich ulubionych uczniów zapomniałeś?
Cała czwórka obejrzała się za siebie.
- Vertical! Xardas! No tak, moje ulubione ofiary losu.
Vertical popatrzył na mentora z aktorskim wyrzutem.
- No widzisz Xardas, tak się staramy, tak trenujemy, a ON nas tak nazywa!
Senssei odsunął z twarzy białe, lśniące włosy i popatrzył na swoich uczniów.
- Przecież ostatnio nie trenowaliście, tylko rozmawialiście, czyż nie?
- Prowadziliśmy nadre ważna dyskusję...
Nagle wszystkie głosy zagłuszył dźwięk rogu. Ten dźwięk sygnalizował jedno - za pięć minut zaczynały sie egzaminy.
Carina przygryzła wargę, a zaraz potem zawyła z bólu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Carina Sin dnia Nie 18:46, 22 Paź 2006, w całości zmieniany 7 razy |
|